niedziela, 7 grudnia 2008

„Mogłeś być już na dnie...”

Collegium Medicum - Tranzax 10:4
bramki: Hejmo, Piniu, Radek, Artur

...po ostatnim meczu, a jesteś dopiero teraz! Po ostatnim meczu każdy czuł, że gorzej już być nie może i z tą nadzieją szykował się do kolejnej batalii. Bez kontuzjowanego Drecha, pauzującego za kartki – Mateusza, i bez pauzujących za formę Włodzia i Dogona przegraliśmy kolejny mecz z rzędu (passa trwa). Początek meczu był obiecujący, do czasu pierwszej kontry w wykonaniu medyków (1:0). Później z górki to nie było, ale do przerwy 3:1 więc nie tak źle. W drugiej połowie nie nawiązaliśmy wyrównanej walki. Zawodnicy CM naszprycowani Maxx’em energy drinkiem polecanym przez Czesia hydraulika wykorzystywali kolejne nasze błędy. Na pochwałę zasługuje nasz bramkarz, który wpuścił jedynie 10 bramek. Mógł więcej! ale zapłacili mu tylko za 10 :D Jednak życie jest okrutne. Kiedy myśleliśmy że jesteśmy już na dnie i zaraz się od niego odbijemy (bo najłatwiej to od dna) okazało się, że jest ono muliste i wpadliśmy teraz po kolana (głową w dół!). Rywale nie okazali litości, w drugiej części meczu wycofali bramkarza i założyli nam „białe miasteczko” na naszej połowie. Dobrze że nie mieli butelek z monetami, bo na 2 dzień dopiero by głowa bolała, a tak to będzie tylko standardowy kac po przegranej. Z meczu oprócz wyniku, pamiętam jeszcze nowe kolorowe buty Radka, które to dostał na rocznicę pożycia pozamałżeńskiego, oraz przepiękny gol Artura (on to potrafi ;)). Mam tylko nadzieję, że nie dostanę od Drecha smsa o 10:04 albo 4:10. Lecz kontuzję i razem z nami spijaj gorycz porażki :D

„Przeżyj to sam!”

Tranzax - BPiK 0:11

Tego się nie da opisać, to trzeba j/w. Jak zwykle w takich przypadkach, początek meczu nie był zły i nie zapowiadał najgorszego. Jednakże jak zaczęli nam strzelać seriami to już nawet Colder Walker by się nie podniósł. Mecz okazał być się z kategorii tych do jednej bramki. Niestety jak zwykle była to bramka Adama. Przeciwnicy kryli wysoko, grali pressingiem. Ciężko się grało w obronie, ataku, a nawet na game boy’u. W protokole sędziowskim nie wyróżnił się nikt z naszej drużyny, chyba że imię i nazwisko wpisane czerwoną czcionką wziąć za wyróżnienie. Zagraliśmy niebywale słabo w obronie i ataku też. Natomiast rywale roznieśli nas jak gnój po polu. Jednak trzeba zaznaczyć, że mecz odbył się dzień po imprezie andrzejkowej. Kiedy u nas wszyscy grali na kacu, to przeciwnicy okazali pełen profesjonalizm i ten kto dzień wcześniej wypił piwo ze słomką to już jego przepita noga na parkiecie nie postała. Następnego dnia dostałem od Drecha smsa o 11:00, dobrze, że nie o 0:11. Myślałem, że wyrzuca mnie z drużyny, ale okazało się że tak tylko chciał się pośmiać.