środa, 19 grudnia 2007

Dowody nie grają!

TRANZAX Łożyska - Knauf/P.W. Look
2:o (1:o)
Wojciech Piłat, Przemysław Włodarski

Po ostatnim dobrym meczu w naszym wykonaniu, nikt nie wiedział, co się zdarzy dzisiaj. Czy złapiemy falę i wygramy, czy nas zaleje i będziemy mogli porozmawiać ze zwierzętami żyjącymi na dnie. Obie opcje były możliwe, nawet Dogon nie podjął próby wróżb z nóg. Wybraliśmy naszą szczęśliwą połowę wychodzącą na zachód i rozpoczęła się rozgrzewka pożyczoną piłką. Po krótkim bieganiu i kopaniu sędzia zaprosił nas na mecz.

Rozpoczęliśmy spokojnie, bez podpalania się. Rozpoczynaliśmy akcje od obrony, z tyłu piłki rozdzielał Piniu, napastnicy szukając piłki, wysuwali się na pozycję, a gdy przydarzyła się jakaś strata, Drehu był na miejscu i wymiatał piłki w trybuny, by wybić przeciwnika z rytmu. Przeważaliśmy bardzo wyraźnie i nie było widać, aby grały ze sobą drużyny z dwóch przeciwnych końców tabeli. Nasza przewaga w końcu dała rezultat. Piłat dostał piłkę i z obrońcą na boku, umieścił ją mocnym strzałem przy krótkim słupku. Bramkarz wywinął pajaca, ale to nic nie dało - zdobyliśmy prowadzenie. Knauf, wycierając potu strugi z twarzy, nie wierzył. My dalej graliśmy swoje. Piniu mądrze dzielił piłki z tyłu, niczym przedszkolanka rozdająca mleko kakaowe swoim podopiecznym, starał się nikogo nie obrazić i obdarowywać swoich kolegów drużyny po równo kulistą nagrodą. A oni odwdzięczali się dobrą grą. I byli szczęśliwi. I każdy widział, że było to dobre. W pewnym momencie piłkę dostał Adam. Zamyślił się nad dzikim, szemrzącym strumieniem, na którym to płynął tata-bóbr razem z synkiem i obaj wymachiwali pociesznie bobrzymi ogonkami. Sędzia nie wytrzymał tej idylli i odgwizdał grę na czas. Zawodnik przeciwników strzelił gola z wolnego, ale zapomniał podać, choć niektórzy twierdzą, że zrobił to specjalnie. Chwilę później miał miejsce strzał na naszą bramkę. Adam złapał piłkę, a tak przynajmniej mu się wydawało. Kulista rzecz zmieniła się w dorsza, który wyłowiony z wody, wił się na lądzie. Nasz bramkarz próbował go nakryć rękami, ale ten co rusz się wyślizgiwał. W końcu tuż przed linią bramkową udało się. Mimo że niektórzy widzieli już gola, sędzia zachował się przyzwoicie i ani drgnął. Po pierwszej połowie było więcej niż dobrze, ale wciąż nie bardzo dobrze. Poczęliśmy bronić jednobramkową przewagę, ale była to obrona rozważna. Adam spisywał się znakomicie, mimo iż podczas jednej z akcji dostał piłką w jabłko Adama (czyli swoje). Przeciwnicy byli wyraźnie sfrustrowani. Jeden z cięższych zawodników ligi prowokował naszych, ocierając się swoim, przecież już niesuchym, ciałem o innych i depcząc im nowo zakupione obuwie halowe. Ten brak szacunku okazywany przez domniemanego syna właściciela plantacji buraków cukrowych i pastewnych tylko zmobilizował Tranzax. Włodziu po podaniu z prawej strony pokonał bramkarza i było 2:o. Po tym policzku Knauf zaczął napierać na barykady z całych sił, jednak nie trafił m. in. na pustą bramkę i spotkanie się skończyło.

Stało się! Dziewicze zwycięstwo oraz pierwszy clean sheet Adama w BLPN-ie. Po meczu przegrani, niewierzący przeciwnicy postanowili sprawdzić naszą uczciwość, prosząc organizatora o kontrolę dokumentów. Po raz kolejny potwierdziła się stara piłkarska prawda - dowody nie grają! Odnieśliśmy ładne zwycięstwo po dobrej grze i nikt nam tego nie odbierze. This is TRANZAX!!!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

W ramach komentarza do opisu zacytuje samego Mistrza : "Zajebisty, k...a mać"! Wtajemniczeni wiedza o co chodzi :P

Anonimowy pisze...

pieknie Arturro, długo czekałem na opis meczu ale warto bylo. Po pancernikach opuszczających trybuny tym razem przyszła pora na bobry :) ciekawe w którą stronę świata natury ożywionej nastepnym razem zawędrują twoje skojarzenia :)

Anonimowy pisze...

No gdzie na pusta bramkę? Przecież juz wtedy począłem lecieć w tamtym kierunku z przerażającym (choć niektórzy utrzymują, że z przerażonym;) ) wzrokiem. I nikt nie jest w stanie stwierdzić czy to ten wzrok czy też maść wtarta w mą kończynę dolną, waląca niczym karton inhalatorów sprawiła, że ów, wspomniany przez Wielkiego wieszcza zawodnik, poczuł się zagubiony jak Alicja w krainie czarów i w poszukiwaniu króliczej nory posłał piłkę gdzieś obok bramki:)
Ach udzielił mi sie ten poetycki klimat;) Artur opis świetny jak zawsze... tylko ze jeszcze świetniejszy bo z wygranego meczu;)))

Anonimowy pisze...

Hej, tu Kapitan :) Widać że coś w naszej grze drgnęło i z tego należy się cieszyć :) Musimy teraz powalczyć o kolejne pkt, im więcej tym lepiej :) Gramy nie tylko dla Siebie, ale też dla p. Skotnickiego, bo widać że żyję piłeczką tak jak my. Żeby nie jego pomoc, to nie mielibyśmy tego co mamy, a po drugie ta sala w piątek, coś pięknego, żeby nie te sparingi to nie mielibyśmy się gdzie zgrywać. Trzeba udowodnić że warto było nam zaufać, choc poczatki nie byly dobre, ale trzeba patrzec na to co przed nami :) Do siego roku panowie :)